![Forum Orderowe Forum ; D Strona Główna]() |
Orderowe Forum ; D Ku chwale OoG, OoN & NL
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Yofa
Administrator
Dołączył: 26 Sty 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:54, 31 Mar 2007 Temat postu: Yofa Rox ;D |
|
|
No ja akurat mogę się pochwalić bogatą twórczością literacką zacznę od opowiadania, które zgłosiłem na konkurs na tibia.pl
„Cienie Fanterii: Upadek”
Fanteria. Starożytna kraina cieni, zamieszkiwana przez prastare rasy, pamięta czasy wielkich wojen, potężnych herosów, straszliwych potworów. Po ostatniej wojnie Elfów z Elfinei
i Krasnaludów z Caven 10 lat temu, na ziemiach Fanterii panuje względny spokój. Ludność żyła dostanie, ciesząc się z rozejmu. Spotykano jedynie niewielkie grupy bandytów, czasem zdarzało się słyszeć o stadach dzikich goblinów. Nic jednak na skale wielkiego konfliktu. Lecz cień miał po raz kolejny zstąpić na te ziemie. Starożytne zło odradzało się na nowo, by niszczyć i zabijać...
***
– Zwolnijcie, nie jestem jeleniem by pędzić cały dzień – powiedział zmęczony Yofanus, poprawiając plecak z runami, jego ulubionymi przedmiotami magicznymi.
Był bardzo zmęczony wielogodzinnym marszem. Szli bowiem od świtu, cały czas leśnym traktem, prowadzącym do Krateonu – krainy ognia i magmy.
– Nie obijaj się, tylko bierz torbę i idziemy. Nie ma czasu – skrytykował go Sarkrin. Poprawił zielone
włosy i przyśpieszył kroku.
– Łatwo ci mówić elfi dzikusie! – krzyknął z oburzeniem młody druid.
– Panowie, schować uprzedzenia. Robimy przerwę, przejrzymy mapy i ruszymy dalej – Galvaqis jak zwykle uspokajał towarzyszy.
– Dobra, ale niech ten kretyn się zamknie, nie jestem elfem! – ryknął Sarkrin i usiadł na brzegu. Zdjął miecz i położył razem z sakwą na ziemi. Szczęk ciężkiej zbroi przerwał ciszę.
Bardzo go irytowało kiedy nazywano go elfem. Był bowiem w połowie człowiekiem. Ojciec był rycerzem w gwardii królewskiej, a matka- córka elfa i driady- zmarła przy porodzie. To właśnie po babce odziedziczył zielone włosy, które wyróżniały go wśród tłumów. Wychowany przez ojca od zawsze chciał być rycerzem. Dzieciństwo spędził przy mieczu i z mieczem, uczony przez ojca tradycyjnej techniki, jaką posługiwali się mieszkańcy Laktronu. Jego marzeniem było osiągnięcie perfekcji w szermierce. Wyjątkowe było to, że walczył elfickim mieczem – darem od króla Aegnara na pierwsze urodziny.
– Najpóźniej jutro wieczorem będziemy w stolicy Krateonu – powiedział spokojnie Galvaqis, licząc bełty w kołczanie. W naturze ludzi z Greven leżała dokładność, poza tym stara szkoła paladynów nauczyła go być zawsze przygotowanym do walki.
– Najpóźniej jutro padnę z wycieńczenia, ludzie czego wy wymagacie od krasnoluda ! – burzył się Yofanus. Nie znosił długich biegów.
– Nie przesadzaj, mamy misję. Dawno nie zbroczyłem miecza krwią plugawych – powiedział Sarkrin, uśmiechając się delikatnie.
– Jestem wojownikiem, nie biegaczem. Ale koniec marudzenia ! Enevia – druid rzucił zaklęcie witalności i zaczął maszerować, a reszta ruszyła za nim.
Rzadko trafiał się krasnolud o zdolnościach magicznych. Jeśli już odkrywali w sobie te moce, to zostawali geomantami. Yofanus od najmłodszych lat wolał przebywać w lasach niż w kopalniach. Osierocony podczas wojny z minotaurami, oddał się pod nauki Gretaxa – jednego z najsławniejszych druidów na ziemiach Fanterii. Po 3 latach nauki opuścił mistrza, odbył krótkie studia w Krateonie, przez co wykluczono go z kręgu Czystych Druidów i udał się na banicję. Tułał się po lasach Wonedii, gdzie przypadkiem spotkał Galvaqisa i Sarkrina.
– Panowie, ściemnia się, lepiej poszukajmy miejsca na nocleg. – oznajmił paladyn.
– Gdzieś miałem pochodnie – krzątał się Sarkrin.
– Luxinia! Nie zapominaj, że ja tu jestem – powiedział druid, od którego biła teraz jasność. – Tam chyba jest jaskinia – wskazał na skały.
– Świetnie – rzekł Galvaqis i pobiegł w tamtym kierunku.
Nagle przerażający ryk rozdarł powietrze, ciemna postać wyłoniła się z jaskini i po chwili Galvaqis runął na ziemię.
– Protektus Galvaqis – krzyknął w pośpiechu Yofanus, otaczając przyjaciela tarczą magiczną. – Zrób coś bo go zabije! Długo go nie uchronię.
Ogr przeraźliwych rozmiarów uderzał w nieświadomego Galvaqisa ogromną, nabijaną ćwiekami, maczugą. Magiczna powłoka pękała.
– Trzymaj się! – krzyknął Sarkrin. Chwycił miecz i ruszył w kierunku potwora. Ogr odstąpił od paladyna i zamachnął się ku młodemu rycerzowi. Sarkrin zrobił unik i ranił potwora w rękę. Zielona krew schlapała mu twarz. Powtórzył cięciem, na co rozwścieczony ogr powalił Sarkrina ciosem
w twarz. Rycerz ranił potwora w kolano. Ten wypuścił z ręki broń, rzucił się na młodzieńca i zaczął go dusić. Sarkrin bladł.
– Pomocy – krzyknął resztkami sił.
– Nie po to studiowałem magię ognia w Krateonie, by teraz stać ! – ryknął Yofanus. – Flamus mortyrus – wypowiedział inkantację i fala ognia zmiotła napastnika.
– Enevia franters – druid tknął porcję energii w towarzyszy, którzy ocknęli się.
– Dzięki serdeczne – podziękował Galvaqis.
– No teraz możemy się udać na spoczynek – rzekł Sarkrin, ocierając twarz z krwi ogra.
– Może najpierw sprawdźmy teren – opdarł Yofanus.
–Teraz jest już bezpiecznie – powiedział posiniaczony Galvaqis.
Paladyn rozpalił ognisko, a znużeni po ciężkim dniu szybko posnęli. Nie spali jednak spokojnym
snem, albowiem jutro mieli wejść do Krateonu.
***
Poranek był rześki i przyjemny. Delikatny wiatr rozwiewał krucze włosy Galvaqisa. Jak zwykle wstał pierwszy. Jego dokładność stała się już małą legendą opowiadaną przez towarzyszy. Niewielu ludzi wstawało wcześniej od elfów, dokładniej planowało każdy ruch, walczyło z taką perfekcją. Wychowanek starej szkoły, syn farmera – nie chciał pracować na roli. Jego marzeniem było wstąpić do Szwadronu Paladynów Greven, jednak po skończeniu Starej Szkoły wyruszył z misją dyplomatyczną do Laktronu, gdzie której poznał Sarkrina. Od tego czasu niemal nigdy się nie rozstawali.
– Wstajemy, wstajemy. Krateon czeka – oznajmił głośno, budząc towarzyszy. Promienie słońca nieśmiało wpadały do jaskini.
– Czas ucieka, a śmierć czeka – mruknął Yofanus, podniósł się z ziemi i zarzucił torbę na plecy. – Możemy wyruszać.
– Komu w drogę, temu czas – krzyknął rozentuzjazmowany Sarkrin, zapinając pas.
Przez następne kilka godzin maszerowali leśnym traktem Wonedii, nudząc się przy tym niemiłosiernie. Sarkrin czasami zaczynał nawet nucić pieśni elfów na co Yofanus reagował ze złością.
– Zamknij się, leśny buraku. Nawet dzięcioły lepiej śpiewają! – krzyczał, wymachując przy tym rękami.
– Wracaj do kopalń gburze – krótko odpowiadał Sarkrin.
Większość dnia Galvaqis spędzał na godzeniu przyjaciół. Zbliżał się wieczór kiedy doszli do rzeki Flamesy – jedynej gorącej rzeki na ziemiach Fanetrii. Obecność wulkanów zmieniła dawne stepy
w krainę rodem z koszmaru. Przed nimi znajdował się wielki most z czteroma posągami wielkich cerberów. W paszczach każdego płonął ogień.
– No to jesteśmy panowie. Król Terax na pewno nas wyczekuje, powinniśmy być tu 3 dni temu –oznajmił Galvaqis głosem przewodnika, wskazując ręką most.
– Cienie wracają – szepnął do siebie Yofanus i wstąpił na most.
Szli powoli, pełni dumy, zamyśleni. Rozglądali się uważnie po okolicy. Niewiele było tu domów,
a raczej pojedynczych ziemianek, nieznacznie wystających na powierzchni. Ziemia była spalona, miejscami spękana, gdzieniegdzie płynęły wąskie strumienie lawy.
– Yofa, to nie tu studiowałeś? – starał się zagaić Sarkrin, nie lubił się sprzeczać.
– Tak. To tu straciłem członkostwo u Czystych Druidów, po zyskaniu umiejętności magii ognia. Od 5 lat tu nie byłem, tyle wspomnień... – urwał cicho i się zamyślił.
– Dziwi mnie tylko, że nie spotkaliśmy żadnego z Jeźdźców Ogarów – przecież są dumą Krateonu –dziwił się paladyn
– Masz rację, zawsze było ich pełno – skwitował Yofanus
– Słyszałem o nich, ponoć atakują niezwykle szybko, zawsze w szyku i świetnie walczą kopiami – wyliczał jednym tchem Sarkrin. Chciałbym ich poznać i zmierzyć się z jednym z nich – dodał po chwili.
– Może jeszcze będziesz miał okazję – rzekł tajemniczo druid.
– Panowie pałac przed nami, zaraz się okaże po co nas tu wezwano. Yofa ty będziesz rozmawiał, masz lepsze stosunki z tymi ludźmi – jak zwykle prawił Galvaqis.
Ich oczom ukazał się wielki pałac. Wyglądał jak wielka starożytna świątynia. Słup kolumn otaczał go dokoła, a na każdej z nich wyrzeźbiono sceny z historii Krateonu. Na płaskim, prostokątnym dachu znajdował się pomnik złotego cerbera, na którym zasiadał król Dramar III – najsłynniejszy z władców.
Młodzieńcy powoli wchodzili po schodach. Stojący przy drzwiach rośli strażnicy kiwnęli głowami
i zaprosili wędrowców do środka. Sarkrin mocno pchnął drzwi i wkroczyli do komnaty tronowej, by dowiedzieć się co tak naprawdę się tu stało i po co zostali wezwani. Nie znali jeszcze druzgocącej prawdy...
***
– Nareszcie jesteście – powitał ich zmartwionym głosem król Terax.
Powoli podeszli bliżej tronu, uklękli i schylili głowy przed majestatem króla.
– Witaj królu ognia i magmy, władco piekielnych ogarów – zaczął Yofanus.
– Przybiliśmy na twoje wezwanie – rzekł krótko Galvaqis
– Dziękuję mężni wojownicy, miło was zobaczyć. Jednak wolałbym aby nie musiało do tego dochodzić, ale obecna sytuacja tego wymagała. Krateon ginie... – mówił władca załamanym głosem.
– Co się dzieje panie i co możemy na to poradzić? – Sarkrin był bardzo zaciekawiony.
– Pamiętasz Draxina? – król zwrócił się do Yofanusa.
– Mój dawny mentor – mistrza magii ognia. To on nauczył mnie walczyć, przez co druidzi mnie wykluczyli – mówił krasnolud. – Ale co on ma z tym wspólnego?
– Otóż po twoim odejściu, porzucił Akademię i udał się w Góry Błysku. Po roku na nasze ziemie spadło nieszczęście. Draxin pojął część mocy Starych Nekromantów. Odnalazł w górach grobowiec Fanoxa i ożywił straszliwą bestię. Od tego czasu Fanox napadał na nasze miasto, dziesiątkując ludność. Nasza armia nie była wstanie go zatrzymać. Jest zbyt potężny...- mówił król, a na jego twarzy malowało się przerażenie.
– Czym jest Fanox? – zapytał zaciekawiony Galvaqis.
– To płomienny behemot – odpowiedział o dziwo Yofanus. – Mierzy kilkanaście metrów, ma wielkie pazury twardsze niż jakikolwiek metal, a na dodatek zieje ogniem. Porusza się niezwykle szybko
i atakuje z niespotykaną mocą. To legenda. Zrujnował Krateon 500 lat temu. Po latach walki udało się go pokonać Dramarowi III i jego jeźdźcom ogarów.
– Gdzież są oni dziś, kiedy są tak potrzebni? – dziwił się Sarkrin.
– I to jest najgorsze – zaczął Terax. Romanox, dowódca naszej armii dołączył do Draxina. Za nim podążyła reszta elitarnych oddziałów. Zostaliśmy niemal bez obrony. Resztki ochotniczej straży bronią ludność. Kraina pustoszeje, a Draxin chce zniszczyć nas wszystkich.
– Więc, dlaczego wojska przeszły na jego stronę? – spytał Galvaqis.
– Uznali to za jedyną szansę na przeżycie. Musicie nam pomóc- błagał król. – Jesteście naszą jedyną nadzieją na ocalenie.
– Mamy sami stanąć przeciwko armii? Jak wielu jest jeźdźców? – spytał z oburzeniem Sarkrin.
– Około setki. Tylko tylu ich zostało – odpowiedział król.
– Tylko... – zaczął zmartwiony Yofanus. – Ale to elita. Nie damy rady we trzech. Poza tym Fanox...
– Dysponujemy około dwustoma ochotnikami, ale otwarta bitwa nie wchodzi w rachubę. Potwór wybije wszystkich – w oczach króla pojawił się osobliwy błysk.
– Więc we trzech wyruszymy ku ... – druid chciał coś powiedzieć, ale nagle do sali wbiegł młody człowiek.
– Paaaanie ! Najeźdźcy ! Nadciągają – widać było, że był przerażony.
– Czy jest z nimi Fanox? – spytał Galvaqis.
– Nie, pewnie liczą na łatwy łup. – odpowiedział goniec
– Nasze oddziały są poza miastem. Błagam was. Pomóżcie – prosił król.
– Więc pora się sprawdzić. – krzyknął Sarkrin, wyciągając miecz z pochwy. Poznają siłę Laktronu!
– Do bram panowie ! – powiedział Galvaqis, Yofanus wydawał się być strapionym.
Bohaterowie stanęli przy północnej bramie. Mur był stary i zniszczony. Pamiętał zbyt dobrze siłę Fanoxa. Paladyn ładował swą kuszę. Druid szykował magiczne kamienie. Od strony gór przesuwał się w ich kierunku tuman kurzu. Banda jeźdźców w czarnych zbrojach, zasiadających na piekielnych ogarach budziła zarówno strach jak i podziw w obserwatorach. Na samym czele zmierzał ich dowódca. Romanox dosiadał cerbera, co było znakiem jego władzy. Na czarnej pelerynie widniał znak Draxina – płonąca czaszka. Odział formował się w klin.
– Pora się sprawdzić – krzyknął Galvaqis, zajmując pozycję na murze i przeładowując kuszę.
Nie była to jednak zwykła broń. Kusze z Greven charakteryzowała specjalna przekładnia ułatwiająca ładowanie. Dzięki temu nie używano korbki i znacznie szybciej można było prowadzić ostrzał. Cud techniki ludzi z Środkowej Krainy, jak mówiono czasem o ojczyźnie Galvaqisa.
– Chwytaj miecz i wroga siecz – w Sarkrinie gotowała się ochota do walki. Pokażemy im nie?
– Taaa... – urwał Yofanus. – Po raz kolejny przeciwko przyjaciołom, czy ja już nie mam nikogo?
Jeźdźcy zbliżyli się na odległość 100 metrów. Druid zajął miejsce tuż koło Sarkrina.
– Pilnuj mi pleców – poprosił przyjaciela młody mag. Protektus masus – krzyknął. Zaklęcie wzmacniające okryło młodzieńców
Galvaqis oddał pierwszy strzał, który trafił prosto w głowę jednego z ogarów. Ciężki potwór runął na ziemie, zwalając tym samym wojownika. Bitwa właśnie się rozpoczęła. Romanox pokazał coś ręką,
a pierwsi z jeźdźców odłączyli się od szeregów i z pośpiechem ruszyli w kierunku Sarkrina. Młody rycerz widział tylko cztery długie srebrzyste lance wycelowane w niego. Przeciwnicy szybko się zbliżali. Gdy pierwszy z nich dotarł do niego, młodzik zrobił unik i uderzył, łamiąc lance jeźdźca. Przewrócił się na bok i dźgnął ogara w szyje. Siła impetu z jakim runął na ziemie oszołomiła bandytę. Nagle Sarkrin poczuł silne uderzenie w plecy. Na szczęście pancerz ze skóry smoka przetrzymał cios. Rycerz upadł na kolana i byłby pewnie zginął, gdyby pocisk wystrzelony przez Galvaqisa nie zabił napastnika.
– Dzięki – krzyknął do przyjaciela podnosząc się.
Wściekły ruszył w kierunku dwóch pozostałych przeciwników. Odbijając kolejne ciosy wrogów, pokazywał prawdziwy kunszt stylu walki z Laktron. Krótkie silne pchnięcia, markowane ciosy, idealna praca nóg. Ktoś, kto by to widział mógłby spokojnie nazwać to sztuką
W tym samym czasie Galvaqis zasypywał przeciwników deszczem pocisków. Kilkudziesięciu wrogów dostało się do miasta w celu zdobycia łupów. Kilku, porzuciwszy wierzchowce, wdrapało się na mury niezauważenie. Kiedy byli zaledwie kilka kroków od paladyna, jeden z nich potknął się
i uderzył o stojącą beczkę. Galvaqis zauważył ich, odrzucił niezaładowaną kuszę i posłał w ich kierunku kilka sztyletów. Napastnicy polegli, jednak z placu miejskiego ktoś rzucił oszczep i ranił paladyna w nogę, ten osunął się po murze i stracił przytomność.
Yofanus tymczasem stał kilka metrów na prawo od bramy i miotał swoimi runami w przeciwników. Kule ognia kilkunastocentymetrowej średnicy latały po polu bitwy.
– Przyjaciele, przestańcie – myślał przy kolejnych atakach. Nagle grupa jeźdźców otoczyła druida.
– Flamus mortyrus – tym razem jego fala ognia minęła wroga. Zaczął biegać pomiędzy przeciwnikami, jednak długa walka wyczerpała niemal całkowicie jego siły magiczne. Nie był
w stanie dłużej uciekać. Jeden z jeźdźców trafił go w głowę tarczą. Omdlały upadł na ziemię.
Sarkrin wycofywał się w kierunku bramy, kiedy nagle usłyszał głośny, przeraźliwy dźwięk rogu.
– Odwrót. Przegrupować się – krzyczał z całych sił Romanox. 1/3 jego żołnierzy leżała martwa, co bardzo go zaskoczyło. Wszyscy, nawet ci zajmujący się rabowaniem miasta wrócili do wodza. Sarkrin stał w bramie, spojrzał na swoich nieprzytomnych towarzyszy.
– Nie jest dobrze, muszę coś zrobić i to szybko – pomyślał młody rycerz.
– Stworzyć krąg wokół tego elfa i nie atakować go! Jest mój – krzyczał Romanox. Kordon żołnierzy otoczył Sarkrina. W środku znajdował się tylko on i dowódca gwardii.
– Pokaż na co cię stać elfi pomiocie! –wygrażał się jeździec. Jego cerber wył przeraźliwie, a każda
z trzech paszczy śliniła się na widok przyszłej przekąski.
– Dobrze. Więc stań i walcz plugawa bestio – Sarkrina ogarnęły emocję. Oto miał szansę, o której jeszcze dziś rano marzył.
– Nakarmię tobą ogary ! – rzucił w kierunku bohatera i zszedł z wierzchowca.
Wzrost przeciwnika przeraził Sarkrina. Oto miał przed sobą dwumetrowego wojownika, dzierżącego w ręku srebrzystą, brudną od krwi lancę. Rycerz zrobił krok do przodu, jednak od razu odskoczył, unikając pchnięcia. Zaczął swój charakterystyczny atak, szybkie machnięcia miecza przeszywały powietrze, jednak Romanox blokował każdy z jego ataków. Widać było, że był mistrzem oręża,
a w tej chwili drwił sobie z Laktrończyka. Sarkrin męczył się co nie miara.
– Żałosny elfie, koniec zabawy – powiedział powoli i gdy rycerz wyprowadzał cios, Romanox ugodził go swoją lancą w klatkę piersiową. Młodzik upadł.
– To koniec – pomyślał. – Zawiedliśmy... Obraz rozmywał mu się przed oczami, widział tylko broń swojego wroga – drogę do zaświatów. I nagle usłyszał dźwięk rogu. Tym razem był inny. Cicha, miła melodia napawała go radością w tych ostatnich chwilach. Nigdy nie bał się umrzeć, lecz teraz, czując że zawiódł nie chciał umierać w hańbię.
– Witajcie zaświaty- szepnął i zamknął przekrwione oczy...
***
Ku swojemu zdziwieniu obudził się na leśnej polanie. Delikatnie płowiejąca trawa zlewała się z jego długimi zielonymi włosami. Spojrzał w górę. Stare, wielkie drzewa szumiały cicho. Wstał powoli, dziwiąc się, że w ogóle żyje. Nie miał pojęcia, co się stało. Zobaczył długą, krętą drogę prowadzącą
w ciemny las. Poczuł dziwną potrzebę udania się tam. Szedł powoli, rozglądając się na boki.
– Stara Elfinea, kraina elfów... – szepnął cicho. – Ale, to niemożliwe! W Starej Elfinei nie przebywał żaden elf, przynajmniej żaden nie wrócił... Muszę iść dalej.
Szedł, zbliżając się do gęstych drzew. Jakaś tajemnicza siła ciągnęła go w tamtym kierunku.
– Sarkrinie ! – usłyszał dziwnie znajomy głos. – Sarkrinie zatrzymaj się!
– Muszę iść dalej – powiedział i zrobił kolejny krok.
– Stój – odezwał się drugi głos.
Zatrzymał się na chwilę, po czym ruszył dalej. Nagle z nieba wyłoniła się wielka ręka, która szybko zbliżała się w jego kierunku. Zaczął uciekać w kierunku krzaków. Ale ręka była coraz bliżej. Długie, pokaleczone palce starały się go pochwycić. Kilkakrotnie robił uniki, to podskakiwał, to schylał się, jednak nagle dłoń objęła go w pół i podnosiła w kierunku chmur.
– Nieee! Muszę iść! – krzyczał w niebogłosy. Znowu robiło się ciemno, słabnął...
– Witaj z powrotem Sarkrinie – usłyszał głos Yofanusa. Wydawało mu się to niemożliwe. Otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że jest w jednej z królewskich komnat Krateonu.
– Ale... – zaczął cicho.
– Jak to możliwe? – przerwał mu Yofanus. – Ciesz się, że przeżyłem i chwal magię druidów. Przyznam, że było ciężko, niemal odszedłeś do Krainy Snu Elfów. Życie w tobie wygasało, jednak starożytne zaklęcia dały radę rozpalić ostatnią iskrę. – ciągnął druid.
– Co z Galvaqisem? Widziałem jak upadał... – zaczął smutno Laktrończyk.
– Żyje – szybko odpowiedział Yofanus. Ranili go w nogę, stracił sporo krwi, lekko utyka, ale nic mu nie będzie. Nie martw się, szybko wróci mu zdrowie. – uspokajał go.
– Ale dlaczego nas nie zabili? Jakim cudem żyjemy? – rycerzowi wszystko wydawało się zbyt dziwne.
Yofanus chciał już mu odpowiedzieć, kiedy do sali wszedł król Terax z jakimś nieznanym dla pół-elfa człowiekiem.
– Chwała wulkanom. Dziękuj swoim bogom Sarkrinie – rzekł władca. – Przedstawiam ci oto Razena – dowódcę naszej ochotniczej armii.
– Witaj – przywitał się wojak. Jego twarz była cała w bliznach. Popękany pancerz dumnie prezentował się na umięśnionej klatce piersiowej.
– Miło cię poznać. Czy to wy nas uratowaliście? – spytał Sarkrin, zaczynając powoli wszystko rozumieć.
– Tak – zaczął król. – Po waszym wyjściu do bitwy, posłałem gońca z wieścią do naszych oddziałów. Całe szczęście byli tylko kilka godzin drogi stąd i szybko przybyli.
– Jak wygląda sytuacja ? – spytał Galvaqis, który właśnie wszedł do sali. Widać było, że silnie utyka.
– Galv! Kochany łosiu! – krzyknął Laktrończyk, a wszyscy wybuchli śmiechem.
– Nasze natarcie kompletnie zaskoczyło wrogów. – zaczął Razen. – Nie zdołali uformować szyku,
a my szybko uderzyliśmy. Wielu zaczęło uciekać. Wycięliśmy w pień około czterdziestu. Chciałbym wam pogratulować wspaniałej walki – dodał po namyśle.
– Dziękujemy – powiedział Yofanus.
– I tak zawiedliśmy – Sakrin wydawał się zrozpaczony.
– Wcale nie – odparł król Terax. – Poza tym będziesz miał jeszcze szansę na rewanż. Romanox uciekł z resztką swojego oddziału. Poza tym liczę, że udacie się zgładzić Fanoxa.
– Oczywiście – krótko skwitował Galvaqis. – Zawsze kończymy to co zacz... AUU! – zawył z bólu. Rana na nodze wydawała się być poważna.
– Następne kilka dni jednak musicie odpocząć – rzekł król. – Yofanusie, jak szybko poskładasz ich do kupy? Fanox ciągle stanowi zagrożenie.
– Trzy czy cztery dni odpoczynku i myślę, że będą nadawać się do walki. – odparł druid. – Z moją głową też nie jest za dobrze. Ciężkie macie tu tarcze.
– Przynajmniej jeźdźców mamy po części z głowy – zaczął Razen. – Romanox nie odważy się zaatakować przy tak skromnych siłach, gorzej z potworem. Nasze oddziały nie są w stanie z nim walczyć.
– Pozostaje wierzyć, że Draxin wstrzyma swoje oddziały. Ta porażka powinna mu dać sporo do myślenia. – mówił król. – Teraz panowie odpocznijcie. Pułkowniku, proszę wysłać patrole poza miasto. Do zobaczenia panowie – rzucił krótko do wojowników.
Yofanus wyjął z torby jakieś dziwne butelki.
– Macie. Wypijcie to, pomoże wam zasnąć – powiedział, wręczając je przyjaciołom. – Ja też się prześpię, trochę się namęczyłem żeby się z wami dogadać po raz kolejny. To była piękna walka, szkoda, że nie do końca daliśmy radę.
– Było nieźle – powiedział Galvaqis, kładąc się na pobliskie łóżko. – Lepiej się prześpijmy – powiedział wypijając tajemniczy płyn, po czym szybko usnął.
– Miłych snów – rzucił druid, wychodząc z komnaty.
***
Następne kilka kolejnych dni mijało im na popijaniu wywarów, jedzeniu dziwnych potraw, zwiedzaniu miasta i słuchaniu opowieści starców. Dowiedzieli się sporo o tutejszej kulturze i historii. Zadziwiające było to, że wielu ludzi znało doskonale historię pierwszego ataku Fanoxa sprzed wieków. Legenda była tak straszna, że przekazywano ją kolejnym pokoleniom, a teraz odżyła. Potwór, syn wulkanów stał się na nowo synonimem śmierci. Tym razem brakowało jednak dzielnych jeźdźców, jego pogromców. Nie wierzono za bardzo w trójkę przybyszów, nie zmieniła tego nawet wygrana bitwa. Krateończycy wielbili ogary, a zwłaszcza cerbery. Tym razem tego zabrakło. Przerażeni mieszkańcy niejednokrotnie wspominali z obrzydzeniem Draxina, ich dawnego przyjaciela. Przez to wszystko niechętnie patrzano na Yofanusa, dawnego ucznia Akademii. Powszechnie dziwiono się decyzji króla, jedynie nieliczni pokładali nadzieję w młodzieńcach.
Straszną dla druida okazała się wizyta w Akademii, gdzie niegdyś studiował. Widok opuszczonego kompleksu, który zawsze tętnił życiem zasmucił Yofanusa, chociaż nigdy nie przepadał za tym miejscem.
– Miejsce wzlotu i upadku – wspominał cicho. – Jutro powinniśmy wyruszyć. Jak twoja noga Galv?
– Lepiej, przynajmniej mniej boli – odpowiedział.
– Chodźmy lepiej do zamku, nie przepadam za tym miejscem. – mówił powoli. – Mam dość wspomnień, Draxin jeszcze zapłaci za to wszystko...
– Za jakie wszystko ? – zapytał Sarkrin. Na twarzy Yofanusa pojawił się dziwny grymas.
– No... za te zniszczenia, etc.- odrzekł zmieszany. Chodźmy lepiej do króla.
Kiedy zmierzali w kierunku zamku, głośny ryk przeszył powietrze. „Fanox, kryć się kto może!”, „Jesteśmy zgubieni!” , „Uciekajmy!” – rozpaczliwe krzyki słychać było ze wszystkich stron.
Bohaterowie popędzili w kierunku bram. Tam stał już Razen ze swoim oddziałem.
– Łucznicy na mury. – krzyczał do swoich oddziałów. – Witajcie, szybko, potwór nadchodzi – zwrócił się do przyjaciół. – Galvaqisie, możesz objąć komendę nad łucznikami ? Ja pomogę pikinierom.
– Dobrze – krzyknął, wchodząc na mury i załadował kuszę.
– Oddział, ustawić się w szeregu w bramie – krzyczał coraz głośniej. Na twarzach żołnierzy malowało się przerażenie.
– Oni nie dadzą rady – szepnął Yofanus do Sarkrina. – Spójrz tylko na nich, są zbyt wystraszeni, rozpierzchną się.
– Musimy walczyć- powiedział Sarkrin, stając w szeregu.
Razen wyciągnął swój miecz. Nie była to zwykła broń. Do złocistej rękojeści, przypominającej cerbera, przymocowany był wielki smoczy pazur. Laktrończykowi ta broń wydawała się co najmniej dziwna, co spostrzegł pułkownik.
– Mój ojciec był łowcą smoków w Caven, walczył razem z krasnoludami – wyjaśnił. Jest już blisko, oddział przygotować się.
Im oczom ukazała się wielka bestia, mierząca kilkanaście metrów. Jego srebrzyste futro lśniło
w słońcu. Na ramionach miał założone czaszki martwych bestii, najpewniej jego ofiar. W oczy rzucały się ogromne pazury, którymi bez trudu przebiłby nawet najpotężniejszego przeciwnika. Ryknął głośno a z paszczy wydobył się płomień ognia. Sarkrina przeraziło to, że potwór nie miał oczu, zamiast nich płonęły dwa wielkie płomienie. Z pyska ściekała mu magma. Z ogromną szybkością zbliżał się do nich, co parę kroków uderzał swoimi szponami w ziemię, odłamując kawałki spalonej skały, jakby chciał jeszcze bardziej nastraszyć przeciwników.
– Oddział ognia! – krzyknął Galvaqis, ale zarówno strzały jak i bełty połamały się na potworze. – Powtórzyć salwę! – wołał rozpaczliwie. I tym razem efekt był ten sam – To bez sensu! – panikował. Jesteśmy bezbronni.
– Żołnierze przygotować broń – powiedział załamanym głosem Razen i wstąpił do szeregu. Fanox był coraz bliżej
– Módl się Yofa, abyśmy to przetrwali, mówił Sarkrin.
– To nic nie da! –krzyknął druid. – Odsunąć się wszyscy! Zróbcie mi miejsce ! – krzyknął i wybiegł przed rycerzy.
Oddział Galvaqisa strzelał jak oszalały, mimo braku efektów.
– Co chcesz zrobić? – zapytał krasnoluda Sarkrin, lecz nie odzyskał odpowiedzi.
– Yofanus po raz kolejny wyjął swoje runy. Cisnął dwoma kamieniami śmierci. Potwór na chwilę zatrzymał się, ale po chwili jeszcze bardziej przyśpieszył.
– Jest zbyt silny! – Yofanus był bezradny. Dwa kolejne kamienie chybiły celu. –Uciekać wszyscy! Uciekać – krzyknął i wycofał się do bramy. – Murarus protektus walen – krzyknął, a przed nim wyrosła magiczna ściana – skupisko energii, przez które widzieli zbliżającego się potwora.
– Nie przerywać ostrzału – wołał Galvaqis, posyłając kolejny pocisk w stronę bestii.
– Yofa długo nie powstrzyma potwora, Razenie – zaczął Sarkrin. – Odwołaj swoich pikinierów, ocal ludzi.
Oddział wycofał się w głąb miasta, dowódca jednak został. Potwór dobiegł do ściany i zaczął z furią uderzać o magiczną ścianę. Na twarzy druida pojawił się ból. Kolejne uderzenia sprawiały, że ściana powoli pękała.
– Musimy mu pomóc! – krzyknął Sarkrin. – Szybko!
– Nie – odrzekł Razen. – To jego walka. Musimy wierzyć, że wytrzyma.
– Celować w głowę – rozkaz Galvaqisa, szybko został wykonany przez oddział. Rozdrażniony potwór zaczął ziać ogniem w kierunku murów. –To moja szansa – szepnął do siebie paladyn. Yofanus krwawił już z wysiłku. Bariera zaczęła słabnąć.
– Chodź tu poczwaro, no dalej otwórz buźkę – kiedy potwór zionął, Galvaqis posłał pocisk wprost
w jego paszczę. – Tak. To cię powstrzyma! – krzyknął. Jakie było jego zdziwienie kiedy zobaczył,
że pocisk nawet go nie drasnął. Po prostu spłonął.
Potwór tymczasem uderzył z całą siłę o magiczną ścianę, która prysła. Yofanus padł ze zmęczenia.
– Trzymaj się mnie Razen – powiedział Sarkrin do towarzysza, silnie zaciskając na rękojeści
–Za Krateon, za Laktron! – słowa Razona dodawały otuchy
Potwór powoli zmierzał w ich kierunku, kiedy nagle usłyszeli dziwny, ochrypły głos.
– Stać! – tajemnicza postać, dosiadała cerbera. – Nie jest na to czas Fanoxie, zawróć, potrzebujemy go jeszcze. Niech wiedzą z kim mają do czynienia – jeździec nie przestawał mówić.
– Draxin.... – wycedził Razen.
– Przerwać ostrzał – powiedział Galvaqis.
– Słuchajcie śmiałkowie – jego głos był coraz bardziej donośny. – To nie wasza wojna. Odejdźcie,
a życie będzie wam darowane. Chcę tylko tego zdrajcę – w tym momencie Fanox pochwycił omdlałego Yofanusa.
– Zostaw go potworze – Sarkrin rzucił się na bestię. Fanox powalił go jednak jednym uderzeniem i udał się w kierunku swojego mistrza. Obaj ruszyli się w kierunku Gór Błysku.
– Gońmy ich – powiedział Galvaqis do Sarkrina.
– Szybko – odpowiedział młody rycerz.
– Idę z wami, poczekajcie, potrzeba nam wierzchowców. – powiedział Razon. – Trzy najlepsze konie ze stajni królewskiej, szybko ! – zwrócił się do oddziału.
– Po chwili śmiałkowie byli już w drodze.
– Oby jeszcze żył – rzucił Sarkrin.
– Miejmy nadzieję... – odrzekł Galvaqis.
***
Gnali przed siebie, a tumany kurzu otaczały ich z każdej strony. Silne, białe wierzchowce, których dosiadali nie mogły jednak nadążyć za elitarnym cerberem, a tym bardziej Fanoxem. Bestia biegała wokół pędzącego pana i co jakiś czas uderzał z całą siłą robiąc wielkie wyrwy, które miały opóźnić pościg. Draxin zyskiwał coraz większą przewagę. Zdążał do swojej twierdzy na zboczu najstarszego, wygasłego wulkanu – Tran’mar.
– Nie dogonimy go – stwierdził Razen. – Nie damy rady zdobyć twierdzy.
– Szybciej. Musimy...- nagle urwał Galvaqis. Jego koń potknął się i przewrócił.
– Złamał nogę – rzekł Sarkrin. – Wskakuj do mnie.
Mag ognia stał już pod bramą swojego zamku.
– Fanoxie, zostaw tu zdrajcę. Ja się nim zajmę – zwrócił się do bestii. Spojrzał w kierunku pościgu. – Zabij ich.
– Behemot szybko się odwrócił. Ryknął głośno. I zaczął biec w kierunku jeźdźców. Oczy mu płonęły jak nigdy dotąd. Czuł, że nareszcie spotyka godnych przeciwników. Wreszcie po 500 latach śmierci.
– Z koni panowie, z koni! – krzyknął Sarkrin. Galvaqis zeskoczył w biegu, chwycił kuszę i schował się za pobliskim głazem.
– Tym razem zobaczymy, kto jest mocniejszy. – powiedział młody paladyn, wziął swój kołczan
i z dodatkowej przegrody wyjął dziesięć wyjątkowych bełtów. – Święcone strzały z Caven. Robota krasnoludów. Tym razem zginiesz – mówił sam do siebie.
Razen i Sarkrin stanęli obok siebie, dobywając swoich mieczy. Siła ostrzy Laktronu i Krateonu kontra starożytna bestia. Fanox zbliżył się na odległość kilkudziesięciu kroków. Pochwycił leżący głaz
i cisnął nim w kierunku rycerzy. Sarkrin i Razen rzucili się na bok. Leżąc na ziemii Sarkrin spostrzegł, że głaz ledwo ich minął.
–Ufff, było blisko – krzyknął do kompana, podnosząc się. – Uważaj, znowu atakuje.
Potwór podnosił kolejny głaz i już szykował się do rzutu, kiedy nagle zawył z bólu i upuścił głaz.
I wtedy spostrzegli, dziwny pocisk wbity w jego łapę.
– Jeden ! – krzyknął Galvaqis i przeładował broń
– Rozzłoszczony Fanox rozpoczął natarcie. Z pełną szybkością pędził ku rycerzom. Kolejne pociski szybowały w jego kierunku, raniąc go boleśnie.
– Dwa, trzy, cztery ! – krzyczał paladyn.
Fanox dobiegł do Sarkrina, zamachnął się i uderzył swoimi ostrymi szponami w korpus. Laktrończyka odrzuciło na kilka metrów do tyłu. Razen w tym momencie rzucił się na behemota. Atakując swoim mieczem ze smoczego pazura, wymachiwał niemal we wszystkich kierunkach. Potwór blokował wszystkie ciosy, po chwili znów zrobił zamach. Krateończyk jednak uniknął ciosu
– Sześć! – krzyknął Galvaqis.
– Behemot złapał się za głowę. I w tym momencie Razen dźgnął go w korpus. Czarna krew polała się strumieniem. Behemot ruszył do przodu, atakując bez zastanowienia. Sarkrin podniósł się i biegł
w kierunku bestii. Tymczasem Fanox powalił pułkownika ciosem w głowę.
– Oczy! – krzyknął Sarkrin. – Celuj w jego oczy! – wołał do Galvaqisa.
Paladyn wybiegł zza skały i posłał dwa pociski w stronę potwora.
– Siedem ! Osiem! – ryknął.
– Fanox zawył okropnie. W panice począł ziać ogniem we wszystkie strony. Galvaqis ledwo uniknął płomienia. Behemot na oślep machał swoimi wielkimi szponami. Sarkrin starał się blokować jego ciosy, jednak bestia była zbyt silna. Po chwili Fanox powalił młodego rycerza. Z radości podniósł łapy do góry i ryknął.
– Dziewięć – kolejny pocisk trafił go pod ramię.
Razen zauważył dogodną sytuację. Ruszył biegiem w kierunku bestii.
– Giiiiń! – krzyknął. Unikając ciosu, ranił potwora w nogę.
Fanox upadł. Razen powtórzył atak, tym razem w korpus. Podszedł do rannej bestii.
– Za Krateon! – krzyknął, szykując się do ostatecznego pchnięcia.
Bestia miała jednak wystarczająco sił by zaatakować. Gdy Razen stał przed Fanoxem, ten otworzył swą wielką paszczę. Ogromny płomień buchnął w kierunku pułkownika
– Nieeee! – krzyknął Sarkrin, ale było za późno. Fala ognia zmiotła Razena.
– Dziesięć!- ostatni pocisk okazał się być śmiertelnym, Fanox padł nieżywy. Ponownie.
Laktrończyk podbiegł do rannego przyjaciela. Pułkownik wyglądał okropnie. Na jego pełnej blizn twarzy, pojawiły się ślady ciężkich oparzeń.
– Trzymaj się – krzyczał rozpaczliwie Sarkrin.
– Nie tym razem – odpowiedział powoli. – Mój czas minął. Wypełniłem obowiązek. – ciągnął powoli.
– Sarkrin, zrób coś – Galvaqis nie był w stanie nic zrobic.
– Żegnajcie przyjaciele. Chwała dla Krateonu. – i z tymi słowami na ustach, skonał najdzielniejszy pułkownik w historii Krainy Ognia i Magmy.
– Musimy iść dalej – powiedział paladyn. – Nie możemy zawieść Yofy, tak jak zawiedliśmy Razena
Ich wierzchowce uciekły. Pieszo udali się w stronę twierdzy Draxina...
***
Szybkim marszem zbliżali się do miejsca przeznaczenia. Żaden nic nie mówił. Sarkrin trzymał tylko dalej rękojeść swojego miecza. Forteca była coraz bliżej, zaczęli biec. Przestali, gdy im oczom ukazała się ogromna fortyfikacja. Na dwóch wieżach stały posągi cerberów. Nie przypominały one tych, które widzieli w mieście. Te, zbrojne w kościane zbroje, bardziej przypominały nieumarłych. Bohaterowie ostrożnie podchodzili do bramy.
– Nie sforsujemy jej – zaczął Galvaqis. – Nie dostaniemy się do zamku.
– Musimy coś zrobić – rozpaczał. – Tam jest Yofanus. – młody rycerz nie wytrzymał presji, podbiegł do bramy i zaczął uderzać w nią mieczem jak szalony.
Nagle coś się wydarzyło. Sarkrin odsunął się, Galvaqis przygotował kuszę do strzału. Zza murów wyjechał Romanox z czteroma swoimi ludźmi.
– Znów się zaczyna! – krzyknął paladyn. Rzucił się na ziemie i wystrzelił w kierunku przeciwnika.
Jeden z jeźdźców zsunął się martwy na ziemię. Jego kompan ruszył w kierunku paladyna. Galvaqis szybko sięgnął po swoje noże do miotania. Jeden ruch ręki i kolejny przeciwnik był tylko historią. Następnych dwóch pędziło do Sarkrina. Laktrończyk wbiegł między nich, wykorzystując chaos, ranił obu. Romanox był wściekły, powoli zsiadł z cerbera i ruszył w kierunku bohaterów.
– Ja go powstrzymam – powiedział młody rycerz. – Ty ratuj Yofę – zwrócił się do Galvaqisa.
– Paladyn ruszył w kierunku bramy. Liczył, że cerber zagrodzi mu drogę, ale ku jego zdziwieniu, tak się nie stało. Wrota były otwarte, wbiegł na niestrzeżony dziedziniec. Twierdza wyglądała na opuszczoną. Udał się ku wieży – jedynemu budynkowi na pustym placu, ogrodzonym murem. Ostrożnie otworzył drzwi.
– Pusto – powiedział sam do siebie. Szybko znalazł schody i udał się w górę. Nie wiedział gdzie idzie, ale jakaś dziwna siła prowadziła go w tamtym kierunku.
Tymczasem przed fortecą, dwóch wielkich wojowników miało się zmierzyć po raz kolejny. Romanox, w swojej czarnej zbroi, na której zatarły się jakiekolwiek symbole krążył wokół pół-elfa. Mocno ściskał swoją lancę, czasami powoli nią wymachiwał. Zachowywał się, jakby w każdej chwili miał rozpocząć atak.
– Ostatnim razem mogłem cię zabić, mieszańcu – mówił do Sarkrina. – Miałeś szczęście przeżyć kilka dni dłużej, źle zrobiłeś przybywając tu. Ale teraz to koniec, zaraz poznasz smak śmierci.
– Tym razem, nie pójdzie ci tak łatwo – odpowiedział Laktrończyk i ruszył do ataku.
Dobiegł do przeciwnika na odległość dwu kroków, ten zaatakował. Sarkrin odskoczył, odbił kolejne pchnięcie i wymierzył cios w przeciwnika. Szczęk stali głucho odbił się echem – bohater uderzył
w naramienniki Romanoxa.
– Niezła próba – powiedział dowódca ogarów. – Ale i tak nic ci po tym. Ruszył do przodu i atakował
z zadziwiającą szybkością. Młodzieniec z trudem unikał kolejnych ciosów, nawet nie próbował ich blokować – motał się spanikowany to w prawo, to w lewo. Przeciwnik był zbyt potężny.
W tym samym czasie, Galvaqis starał się odnaleźć Yofanusa. Dotarł, jak mu się przynajmniej wydawało, na najwyższe piętro. Przy drzwiach stało dwóch strażników. Na szczęście nie zauważyli go.
–Muszę się cicho ich pozbyć – szepnął i schował się za rogiem ściany.
Na nodze miał przywiązany niewielki sztylet, chwycił go pewnie. W drugiej ręce trzymał jeden ze swoich noży do rzucania. Celowo upuścił go na posadzkę. Hałas zwabił obu strażników, gdy tylko wychylili się zza rogu, paladyn zabił bezszelestnie obu.
– No Draxinie, nadchodzę! – powiedział i otworzył drzwi komnaty...
Sarkrin zapomniał nawet o Draxinie, starając się przeżyć kolejne ataki Romanoxa. Wydawał się być kompletnie bezradny. Przeciwnik przycisnął go do skalnej ściany. Sarkrin myślał, że śmierć tym razem go dogoni. Wyobraził sobie twarze swoich przyjaciół... martwych przyjaciół.
Nie mogę do tego dopuścić – powiedział. – Nie mogę! Oni muszą żyć! – krzyknął i ruszył niczym rozjuszona bestia na wroga.
Broń zderzała się z sobą nieustannie. Szczęk broni przypominał oryginalną muzykę. Nagle coś ją urwało. Jeździec trafił Sarkrina w brzuch. Laktrończyk upadł. Krew wolno ciekła po jego zbroi. Romanox podszedł do niego.
–To koniec – wycedził sucho. – Nikt już nie powstrzyma Draxina – kontynuował i celował ostrzem swojej lancy w serce pół-elfa. Kiedy nachylił się by wykonań ostateczny cios, Sarkrin zebrał resztkę swych sił, pochwycił leżący nieopodal miecz i nabił na niego atakującego przeciwnika. Ostatni
z jeźdźców ogarów runął na ziemie.
– Udało się – powiedział Sarkrin, nie miał jednak siły by się podnieś – leżał półprzytomny, ociekający własną krwią.
***
Galvaqis wszedł do komnaty. Na pierwszy rzut oka wyglądała na pustą. W kącie jednak zobaczył Yofanusa przykutego do ściany. Szybko podbiegł do niego.
– Yofa, yofa obudź się – mówił do niego, zdejmując mu kajdany. Druid osunął się na jego ramiona.
– Galv! To pułapka! – uciekaj.
– Wyciągnę nas stąd – odpowiedział.
Ale było już za późno. Draxin stał już w drzwiach. Z jego szarych oczu bił dziwny żar.
– Flamus masus mortus – powiedział mistrz. Ogromna fala ognia uderzyła Galvaqisa – tym razem jednak ogień był fioletowy.
–Magia śmierci – powiedział Yofanus, podnosząc się powoli. – Enevia grandam – nagle poczuł przypływ energii.
– Powstań mój uczniu i przyłącz się do mnie, a razem zawładniemy nie tylko Krateonem.
– Przez ciebie... straciłem przyjaciół....zostałem wykluczony z kręgu Czystych Druidów – cedził Yofanus. – Zobacz jak twoja magia obróci się przeciwko tobie. Hanasus flamus mars – krzyknął, a jego dłonie zamieniły się w płonące pochodnie
Pobiegł w kierunku wroga. Chciał się rzucić na niego, rozszarpać, jednak kolejne słupy fioletowego ognia zagradzały mu drogę.
– Nie jesteś w stanie się ze mną zmierzyć – wołał do krasnoluda.
– Caven pokona każdego – odpowiedział druid.
– Koniec zabawy, detus roxus amani! – ogromna fala, śmiercionośnej energii przemierzała powoli komnatę, jakby chciała zepchnąć i zmiażdżyć przeciwnika o ścianę.
– Murarus protektus walen – zaklęcie druida stworzyło zaporę, nie był jednak w stanie zniwelować zaklęcia Draxina. Fala śmierci była coraz bliżej, Yofanus słabł, jego płomienne ręce zgasły
– Emerkratus – natychmiastowo zapora otoczyła jego ciało, tworząc jakby zbroję. Zaczął biec ku przeciwnikowi, przebił się przez pole magii i dosiągł Draxina. Uderzył go w twarz, co przerwało jego zaklęcie. Płomienny nekromanta dobył miecza i natarł na Yofanusa, który bezbronny, unikał tylko kolejnych ciosów.
– Flamenaria gladim – miecz Draxina zapłonął. Silne uderzenie zwaliło z nóg Yofanusa. W tym momencie do komnaty wszedł Sarkrin i zaatakował Draxina. Szybko wytrącił mu broń z ręki. Nekromanta był bezbronny.
– To nie koniec! – powiedział. – Flams okranus – zaklęcie podpaliło najbliższą półkę z księgami. – Jeszcze się policzyłem – rzekł i wyskoczył przez okno.
– Nie dajmy mu uciec – krzyknął Sarkirn, jednak ból był zbyt silny.
– Jeszcze się z nim policzymy – odpowiedział druid. – Bierzmy Galvaqisa i zmywajmy się stąd nim pożar się rozprzestrzeni.
Trudno się szło im po schodach – ranni, dodatkowo dźwigali nieprzytomnego przyjaciela. Wyszli na dziedziniec. W oddali ujrzeli Draxina, odlatującego na czarnym pegazie.
–On na pewno powróci – powiedział Yofanus.
Wiem – odrzekł Sarkrin. Galvaqis właśnie odzyskał przytomność.
I jak panowie? Daliśmy radę? – zapytał zmęczony paladyn.
Pierwsze starcie dla nas – odpowiedział druid. – Dalej, chodźmy. Czeka nas jeszcze długa droga....
trochę to monstrualne wyszło
-
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kruchy Jony
Senior Tutor
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Siemiatycze
|
Wysłany: Sob 16:57, 31 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Podoba mi sie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adrianek ; )
GM
Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tychy
|
Wysłany: Sob 16:59, 31 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
hehe nice Yofa tworzyciel :p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kruchy Jony
Senior Tutor
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Siemiatycze
|
Wysłany: Sob 18:28, 31 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Yofa moze napisz kilka tomow ksiazek ktorymi bohaterami sa czlonkowie OoN
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Yofa
Administrator
Dołączył: 26 Sty 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:30, 31 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
taaa mysle cos skrobnac ale to czasochlonny , a kruchy jony dziwne imie dla bohatera fantasy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kruchy Jony
Senior Tutor
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Siemiatycze
|
Wysłany: Sob 18:37, 31 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
mozesz w ostatecznosci zmienic na Kruchacz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adrianek ; )
GM
Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tychy
|
Wysłany: Sob 21:03, 31 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
tylko nie pomyl z Ruchacz O
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Xenfik
Senior Tutor
Dołączył: 06 Mar 2007
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 23:09, 04 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Yofa, wierszyski nam zapodaj xD
Czytalem pare nice
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Yofa
Administrator
Dołączył: 26 Sty 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 8:02, 05 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
a prosze i bardzo
moj ostatni:
[link widoczny dla zalogowanych]
next
[link widoczny dla zalogowanych]
narazie styknie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Yofa
Administrator
Dołączył: 26 Sty 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:45, 19 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych] zapraszam do komentowania moich prac.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adrianek ; )
GM
Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tychy
|
Wysłany: Pią 9:19, 20 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
yofa poeta jeden no ;p jeszcze moje dzieci sobie beda czytac te wiersze w szkole ;p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Djetung
Tutor
Dołączył: 27 Kwi 2007
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock
|
Wysłany: Pią 10:52, 20 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Yofka widze ze ladna zajawke zlapales:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adrianek ; )
GM
Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tychy
|
Wysłany: Sob 12:19, 21 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
za niedlugo bedzie slawny i bede sie chwalic ze gralem z nim w tibie ;p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Yofa
Administrator
Dołączył: 26 Sty 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:26, 21 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
-heheh a ja to z Yofa na demce chodzilem
- taa? serio?
- jasne ziom
- a dasz autograf?
<lol2>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adrianek ; )
GM
Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tychy
|
Wysłany: Nie 11:45, 22 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
no ba dam ;] wogule za nie dlugo cos moze nagram i tez bede slawny jakies projekciki juz sa, producent ma zrobic bicik i bedzie wymiot
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|